(KSP 9/32) Góry Stołowe – Szczeliniec Wielki
Miejsce startu: Karłów
Dojazd: Mapa
Wysokość: 921,7 m n.p.m.
Dystans: 3,28 km
Przewyższenie: 198 m
Czas (parking-szczyt-parking): 01:02
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 28.12.2021 07:46
Miejsce startu: Karłów
Dojazd: Mapa
Wysokość: 921,7 m n.p.m.
Dystans: 3,28 km
Przewyższenie: 198 m
Czas (parking-szczyt-parking): 01:02
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 28.12.2021 07:46
Miejsce startu: Taszów
Dojazd: Mapa
Wysokość: 701 m n.p.m.
Dystans: 2,17 km
Przewyższenie: 44 m
Czas (parking-szczyt-parking): 00:24
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 16:57
Miejsce startu: Zieleniec
Dojazd: Mapa
Wysokość: 1084,5 m n.p.m.
Dystans: 4,11 km
Przewyższenie: 147 m
Czas (parking-szczyt-parking): 00:54
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 15:27
Miejsce startu: Przełęcz Spalona
Dojazd: Mapa
Wysokość: 984,5 m n.p.m.
Dystans: 7,02 km
Przewyższenie: 199 m
Czas (parking-szczyt-parking): 01:27
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 12:44
Miejsce startu: Idzików
Dojazd: Mapa
Wysokość: 605 m n.p.m.
Dystans: 1,72 km
Przewyższenie: 48 m
Czas (parking-szczyt-parking): 00:27
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 11:07
Miejsce startu: Stary Wielisław
Dojazd: Mapa
Wysokość: 481 m n.p.m.
Dystans: 1,07 km
Przewyższenie: 19 m
Czas (parking-szczyt-parking): 00:16
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 10:15
Miejsce startu: Przełęcz Kłodzka
Dojazd: Mapa
Wysokość: 766,3 m n.p.m.
Dystans: 6,27 km
Przewyższenie: 366 m
Czas (parking-szczyt-parking): 01:30
Kto: Dziku, Asia
Kiedy: 27.12.2021 07:58
Miejsce startu: Budzów-Kolonia
Dojazd: Mapa
Wysokość: 492 m n.p.m.
Dystans: 2,76 km
Przewyższenie: 124 m
Czas (parking-szczyt-parking): 00:29
Kto: Dziku
Kiedy: 26.12.2021 14:34
Miejsce startu: Sulistrowiczki
Dojazd: Mapa
Wysokość: 717,8 m n.p.m.
Dystans: 6,47 km
Przewyższenie: 448 m
Czas (parking-szczyt-parking): 01:06
Kto: Dziku
Kiedy: 26.12.2021 12:35
Równo miesiąc przed rozpoczęciem kalendarzowej zimy publikuję plan, który od jakiegoś czasu skrupulatnie przygotowywałem. Zaczęło się od tego, że wciąż powracały do mnie niezwykle pozytywne wspomnienia sprzed 11 lat. Wtedy to realizowałem projekt Zimowa Korona Sudetów, i w tym „sezonie” zapragnąłem powtórzyć podobną akcję. Za cel obrałem ponownie Sudety, lecz tym razem jedynie te, które leżą po stronie polskiej. Pozornie prosta sprawa ewoluowała do poważnego projektu, w którym wymagane było spędzenie szeregu wieczorów na studiowaniu map i materiałów.
W rezultacie powstała zupełnie nowa lista najwyższych wierzchołków leżących w osobnych mezoregionach na obszarze Sudetów. Dotychczasowe, powszechnie używane listy, które znajdujemy w Internecie pod hasłem „Korona Sudetów Polskich” posłużyły za bazę. Lecz nie znajdziecie drugiej takiej listy, jak ta, która powstała poprzez przestudiowanie wyników najnowszych badań i którą możecie już znaleźć na mojej stronie.
Do 21 grudnia biorę pod uwagę możliwość wprowadzania zmian w publikacji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Potem przyjdzie czas na realizację planu w terenie i będzie to wymagało zupełnie innego wysiłku. Takiego, który kocham jeszcze bardziej i dzięki któremu pasjonuję się tematem gór. Nie zapeszając i nie zdradzając za wiele nadmienię, że w planie jest zdobycie wszystkich 32 gór w ciągu jednej zimy. Czyli podobnie jak 11 lat temu, kiedy to na zdobycie Korony Sudetów poświęciłem 10 niemalże kolejnych weekendów. Pomimo przygotowań, nieodłącznym elementem tego planu będzie improwizacja, chociażby dlatego, że trudno dziś przewidzieć, które górskie drogi będą w zimowych miesiącach przejezdne, a które nie.
Jeszcze serdeczne podziękowania dla Asi za to, że nie pozwoliła mi pójść na łatwiznę i kopnęła mnie w kierunku przeprowadzenia tego dochodzenia. Dziękuję Ci Asiu również za podzielenie się ze mną niezwykle cennymi materiałami. W rezultacie powstało nasze wspólne dzieło:
Oczywiście to część teoretyczna, ale już za miesiąc reklamówka w łapę i ogień! NA SZLAK!
Spakowaliśmy się na wyjazd w Alpy – raki, lina, sprzęt biwakowy, a potem z niepokojem sprawdzamy prognozy, obawiając się zagrożenia ze strony żywiołów. Zagrożenie przyszło jednak z innej strony, bo z powodu wirusa wjazd do Niemiec jest utrudniony. No cóż, nie mogę spędzić z żoną weekendu w namiocie na lodowcu, ale uświadamiam sobie, że w ostatnich dniach zaliczyłem 2x Ikeę, 2x Castoramę i 2x Decathlon. Czyli logicznie rozumując na chorobę najbardziej narażeni jesteśmy w terenie odludnym, za to bezpieczniejsze zdecydowanie są kolejki w Ikei.
Decydujemy się zatem pojechać w Tatry Słowackie. Odpalam silnik, wyjeżdżam za bramę i jeszcze łapiąc WiFi rzucam okiem w Internet. A tam – na Słowacji zakaz wychodzenia z domu bez świeżego negatywnego wyniku testu na Covid.
Wybieramy zatem opcję Czeskich Karkonoszy. Wspinać się tam nie będziemy, ale układamy sobie długą trasę po szlakach, po których jeszcze nie chodziliśmy. Suniemy przez A4, zjeżdżamy na Strzegom i żartujemy sobie, że jesteśmy już bardzo zmęczeni, bo byliśmy dziś w Alpach i Tatrach. I wtedy Asia dostaje informację, że do Czech w celach turystycznych wjechać nie wolno.
Zawracamy i skręcamy na Żarów i wtedy pada ostateczna decyzja: Andrzejówka i Korona Sokołowska. Do zdobycia jest 10 gór jednego dnia, co jest już samo w sobie zacnym celem. Dodatkowo Asia rzuca temat, by przy okazji załatwić inny temat – zdobycia 40 punktów GOT jednego dnia. To by ułatwiło jej spełnienie wymogów do przystąpienia do egzaminu o wyższy stopień przewodnicki. Ja lubię korony, Asia potrzebuje punkty, a Aga to już w ogóle zmotywowana chęcią…
Trasy opisywać ze szczegółami nie zamierzam, bo to każdy może sobie samemu zaplanować i zrealizować we własnym zakresie. Jednak z Sokołowskiem i okolicą wiąże się wiele interesujących historii. Zapraszam na stronę prowadzoną przez Marka Hostyńskiego.
„KORONA SOKOŁOWSKA to propozycja trasy okrężnej po Górach Suchych, które otaczają Sokołowsko (zwane Śląskim Davos). Trasę możesz przejść w jeden dzień, weekend lub trzy lata, wszystkie techniki dozwolone. Na stronie znajdują się też propozycje innych tras.
Wykaz szczytów, kolejność przypadkowa.
Włostowa 903
Stożek Wlk 841
Bukowiec 898
Suchawa 928
Katarzyna 713
Waligóra 936
Kostrzyna 906
Wzgórze Niepodległości 725
Łysa Góra 770
Garbatka 797”
My wystartowaliśmy o 9-tej spod Andrzejówki i weszliśmy w określonej kolejności na wszystkie szczyty Korony Sokołowska dorzucając jeden extra – Stożek Mały, a o 17-tej byliśmy z powrotem pod Andrzejówką.
Zjedliśmy, przepakowaliśmy się i postanowiliśmy zakosztować „wiatingu”, czyli spędzić noc w niedaleko położonej wiacie. Przed snem jednak dorzuciliśmy już w kompletnych ciemnościach parę kilometrów szlakiem po to, by mieć pewność, że zdobędziemy wystarczającą ilość punktów GOT dla Asi. Dzień zakończyliśmy z wynikiem 32km i 1300mH. Czy daje to 45 GOT? Mam nadzieję, że tak.
Noc we wiacie upłynęła względnie wygodnie i spokojnie, choć pewną ciekawostką jest to, że ruch na szlaku miał miejsce przez calutką noc i niejednokrotnie w ciągu nocy zaglądały do nas kulturalne grupy turystów.
tekst: Dziku
PS. Na drugi dzień przed odjazdem weszliśmy jeszcze na Jawornik Wielki w Górach Złotych
Podejmowanie się aktywności przychodzi mi łatwo, ale nie jest to też tak, że chce się zawsze i wszystko. Jak każdy, ciągle potrzebuję motywacji i najlepiej kiedy jest to ta motywacja, która pochodzi z wewnątrz. Ale nie tylko, bo jak każdego motywują mnie też pozytywne i zachęcające słowa od osób trzecich. Pewnie, że w góry chodziłbym nawet, gdyby nikt tego nie pochwalał, albo gdyby – co gorsza – wszyscy mieli to gdzieś. Ale czuję, że jest w tym coś więcej, kiedy słyszę, że to co robię kogoś inspiruje, albo, że przynajmniej wydaje się dla niego interesujące.
Co jeszcze mnie motywuje? Zdrowie, a właściwie każdy sygnał o jego braku. Bolący kręgosłup lub noga powoduje, że chcę więcej ćwiczyć. Podobnie jak wszelkie problemy w strefie duchowej, psychicznej: ruch i góry leczą mnie absolutnie ze wszystkiego. To, co dla jednych bywa wymówką, dla mnie jest siłą napędową do działania.
Czego się wystrzegam? Nudy i marazmu. Nie wszystko nas musi kręcić, ale absolutnie ze wszystkiego można wynieść jakieś nauki, jakieś wnioski. Ważne, żeby być tu i teraz, całym sobą. I wtedy z wycieczki na Borową możesz wynieść takie emocje, jakby się właśnie wysoki alpejski szczyt zdobyło.
A jak może wyglądać niezwykły zwykły weekend? Krótki pamiętnikowy wpis poniżej. Rzeczy działy się 28 i 29 września 2019 roku.
Przed 7 rano jestem na szlaku. Wchodzę z Marianówki na Igliczną, schodzę do Międzygórza i wracam innym szlakiem, by była pętelka. Rezultat: 10km w 1h46’, a było to możliwe dzięki temu, że w nocy przeprowadzony został sumienny proces aklimatyzacji, której skutki odczuwałem jeszcze rano (wyjazd integracyjny z ludźmi z pracy). Podobnie jak pod Szczelińcem i tym razem dobrze znana ekipa zadbała o to, żebym nie wyszedł na szlak niezaaklimatyzowany. Na wszelki wypadek całość przeszedłem na czczo.
Po śniadaniu podjeżdża Aga i idziemy się powspinać. Prowadzimy po 2 drogi, ale jakoś na więcej nie mamy spręża, więc Aga wpada na pomysł, by pozbierać…
Pierwszy raz zbieram grzyby w kasku i uprzęży obwieszonej szpejem. Aga szaleje, co chwilę schyla się po zdobycz, na koniec znajduje grzyby mutanty.
Kiedy wracam do ośrodka ekipa jest jeszcze w Międzygórzu, więc proszę małżonkę, żeby mnie podwiozła. Asertywnie mi odmawia życzliwie wskazując jakąś drogę w pole: „zajdziesz tam niewiele później, niż ja zajadę” – tako żekła. Pokonuję zatem pieszo te 3 i pół kilometra i szukam knajpy, z której będą dochodziły najgłośniejsze, najdziwniejsze, ale i najweselsze odgłosy. Potem posiłek regeneracyjny i całą grupą wracamy piechotą do ośrodka. Wieczorem przebiega dalszy proces aklimatyzacji przygotowujący do jutrzejszego ataku szczytowego.
Rano zabiera mnie Mamowóz i jedziemy z dziećmi na Przeł. Puchaczówkę. Stąd, głównie piechotą, częściowo na rękach a czasem w wózku podchodzimy z Ma (rocznik 2017) i Mi (rocznik 2016) zboczem Czarnej Góry. Podczas wejścia spotykamy wielu życzliwych ludzi, od których moje dziecko słyszy „dasz radę!”. Ale mija nas też bardzo depresyjna grupa, która pomimo prób obrony sieje w nas tekstami, że nie wejdziemy, że tam wyżej jest gorzej, że są kamienie i korzenie, że nie mamy szans i to się nie uda choćby nie wiem co… Zwątpiłem, ale nie w nasze możliwości, lecz w ludzi. Chwilkę otrząsamy się po tym spotkaniu i w dobrych humorach zdobywamy we czwórkę szczyt o wysokości 1205 m n.p.m. Na szczycie mocno wieje, trochę też pokropiło. Misiek choć trzyma się świetnie, to jednak nieco pęka i pyta mnie, dlaczego jego kuzynka leży teraz na leżaku nad basenem w Turcji, w 30 stopniach ciepła, a on chodzi po kamieniach i patykach, które są w dodatku brudne. No cóż synu, nikt nigdy nie mówił, że z takimi rodzicami będzie łatwo.
Po obiedzie wpadamy jeszcze do Nysy do drugiej babci. Przypominam sobie tutaj, że kolega ostatnio zostawił buty w schronisku pod Biskupią Kopą. Podjeżdżamy z Agą do Jarnołtówka i pędzimy na górę. Po kilku minutach widzimy tabliczkę: Schronisko 1h 30min. Nie może być o tym mowy – mamy co najwyżej godzinę na całość. Po 33 minutach jesteśmy na miejscu; zgarniam buty, kupuję batonika i po chwili pędzimy na dół. Tam, gdzie zaczyna się łagodniejszy teren zaczynamy biec i szybko meldujemy się przy aucie. Całość (6,6km) zajmuje nam 59 minut.
Po odebraniu dzieci udajemy się w kierunku domu. Docieramy do niego dopiero koło 22:30. Z domu wyszedłem w piątek rano. Co za weekend!