Sposób na deszcz (tylko dla psychopatów)

Mam za sobą 20 km marszu w nieustannie padającym deszczu. Stoję w gęstej mgle wśród połamanych drzew. Nie wiem, w którym dokładnie miejscu, bo mapy już dawno stały się mokrą kulką z potarganego papieru. Magicznej scenerii dopełnia zając, który przebiega gdzieś z boku i ginie we mgle. Na to wszystko wystarcza jeden telefon i PUF! Już stąpam twardo na ziemi i myślę, gdzie dorwę ziemniaki w niedzielę.

Prognoza pogody na sobotę nie pozostawiała żadnych nadziei. Nie pomagało nawet sprawdzanie na różnych portalach, wszędzie to samo – miało cały dzień padać. Wyjścia w góry w taką pogodę dotychczas się nie podejmowałem i nikomu bym też wcześniej tego nie zalecał. Dziś mam już o tym nieco inne zdanie.

Dziś mogę polecić sprawdzanie się w trudnych warunkach we względnie bezpiecznym terenie. Po co czekać, aż znajdziemy się w skrajnej sytuacji w Tatrach lub Alpach? Sprowokujmy sytuacje, w których nie chcielibyśmy się normalnie znaleźć: torowanie w śniegu? Deszcz? Wiatr? Siarczysty mróz? Przećwiczmy to wcześniej i wzmocnijmy psychikę! W przyszłości będziemy gotowi na więcej.

Ten wyjazd zaklepany był już dawno i nie wchodziło w grę odwołanie lub przekładanie na inny dzień. Trzeba będzie to przeżyć.

Wyzwanie podjęte

Najlepiej, jakbym to przeżył w stanie nienaruszonym. Dlatego pakuję do plecaka komplet ubrań na zmianę i trampki – wszystko popakowane w plastikowe worki. Dodatkowo na plecak nakładam pokrowiec. Wiem, co to znaczy doznać wychłodzenia z powodu deszczu. Tym razem jednak będę niżej, będzie cieplej i nie będzie wiało. Co nie zmienia faktu, że nie mam pojęcia jak się będzie szło i co z tego wyjdzie. Wiem jedno – jak już ruszę to nie będzie odwrotu. Zaplanowanej trasy ani nie skrócę znacząco, ani nie zrezygnuję w połowie. Do celu mogę dojść tylko trzymając się pierwotnego planu.

Odcinek 1 z 2 – Pola i lasy

Wychodzę z centrum Prudnika o godzinie 13-tej. Już po kilkuset metrach ściągam kurtkę i idę w samej koszulce z krótkim rękawem, zapewniając sobie tym samym najlepszą możliwą wentylację. I tak nie mam na sobie wodoodpornych ciuchów. Kurtka nie dość, że utrudniałaby marsz powodując spore pocenie się to jeszcze obstawiam, że jej nieprzemakalność skończyłaby się po 15 minutach.

Uwaga! To wcale nie znaczy, że nie ma sensu zabierać w góry kurtki przeciwdeszczowej. Potrafię sobie wyobrazić, że marsz w płaszczu, czy też kurtce miałby sens, gdyby iść normalnym tempem – czyli 2 razy wolniej.

Deszcz siąpi lub pada nieustannie. W połowie drogi, kiedy idę długie odcinki odkrytym terenem czuję się jak podczas brania prysznica. I co najważniejsze (to ta część dla psychopatów) – zaczynam się tym rozkoszować. Tak długo, jak utrzymuję komfort termiczny uczucie ściekającej po mnie wody jest przyjemne. Czuję się w tym wszystkim wyjątkowo dobrze, po raz kolejny zdając sobie sprawę, że nie jestem do końca normalny.

Żeby jednak utrzymać ciepło ciała muszę być cały czas w ruchu. Dlatego przez pierwsze 17 km nie zatrzymałem się ani razu. Dodatkowo pomagał fakt, że miałem na sobie najlepszą możliwą koszulkę. Ta pierwsza (i w sumie jedyna) warstwa wykonana była z cieniutkiego, lecz niezwykle miękkiego i ciepłego materiału. Chroniła przez zimnem nawet wtedy, gdy była kompletnie przemoczona. Niestety kupiłem ją za niewielkie pieniądze ponad 10 lat temu i nie mam pojęcia, z czego jest wykonana.

Odcinek 2 z 2 – Góry

Dopiero na 18-tym kilometrze robi się bardziej górsko. Na pierwszym stromym podejściu zaczynam się dziwnie czuć – lekkie zawroty głowy i uczucie oderwania od rzeczywistości spotęgowane jest gęstą mgłą, jaka mi teraz towarzyszy oraz tym, że do tej pory nie napiłem się ani łyka wody. Kiedy mijałem roślinkę, która mnie chamsko popchnęła stwierdziłem, że czas na pierwszy przystanek.

Roślinka była mała i wiotka – sięgała mi zaledwie do kolana, ale ewidentnie poczułem, że mnie popchnęła niczym jakiś łobuz na holu podstawówki. Mimo, że padał na mnie deszcz poświęciłem kilka minut by zjeść bułkę i wypić trochę wody. Momentalnie omamy przeszły i mogłem podjąć się dalszej wędrówki bez obaw, że będą mnie jakieś chude rośliny popychały.

Fizycznie czułem się świetnie. Nie odezwała się do tej pory (ani później) żadna kontuzja i nie odczuwałem zmęczenia przez cały czas trzymając bardzo dobre tempo. Kilometry uciekały spod nóg jak szalone.

Natomiast kondycja psychiczna spadła mi nieznacznie tylko dwa razy. Za pierwszym razem było to wtedy, kiedy dowiedziałem się, że mam do przejścia 2 km więcej niż myślałem. Za drugim razem, kiedy we mgle zgubiłem szlak. Wtedy to zrobiłem sobie drugi postój na picie i jedzenie. Wtedy też zadzwoniła żona i mówi do mnie:

– Dziku, mam dla ciebie zadanie bojowe; jak będziesz wracał musisz kupić ziemniaki. A pamiętaj, że jutro niedziela.

Mam za sobą 20 km marszu w nieustannie padającym deszczu. Stoję w gęstej mgle wśród połamanych drzew. Nie wiem, w którym dokładnie miejscu, bo mapy już dawno stały się mokrą kulką z potarganego papieru. Magicznej scenerii dopełnia zając, który przebiega gdzieś z boku i ginie we mgle. Na to wszystko wystarcza jeden telefon i PUF! Już stąpam twardo na ziemi i myślę, gdzie dorwę ziemniaki w niedzielę.

Końcówka

Stawiam wszystko na jedną kartę i zdaję się na intuicję – decyduję się nie wracać w poszukiwaniu szlaku, lecz trzymać kierunek i iść przed siebie. Opłaciło się, bo z czasem dochodzę do słupków granicznych i znów jestem na czerwonym szlaku. W domu to sprawdzę i dowiem się, gdzie poszedłem na skróty – po prostu strawersowałem zbocze Srebrnej Kopy.

Zdobywając szybko wysokość docieram na Biskupią Kopę i schodzę do schroniska. Zamawiam herbatę z cytryną i cukrem. Pycha!

Wskazania GPS

Dystans – 23,73 km
Czas trwania – 4g:17m:49s
Kalorie – 1754 kcal
Średnia prędkość – 5.52 km/h
Nowy rekord – 20 km w 3h:26m:06s
oraz
Nowe doświadczenie – można działać w deszczu!

Uwagi:
1. Całą trasę pokonałem w koszulce z krótkim rękawem i lekkich spodniach z materiału.
2. Buty trekingowe skórzane wyjątkowo dały sobie radę. Następnym razem zabrałbym jednak stuptuty, przedłużyło by to nieco ich wodoodporność.
3. Jako alternatywę dla treków rozpatrywałbym użycie lekkich butów sportowych, które po przemoknięciu nie będą tak ciężkie jak mokre treki.
4. Na ostatnie 3 km założyłem cienką czapkę i cienkie rękawiczki (na odcinek o najbardziej górskim charakterze).
5. Ciepło utrzymywałem dzięki szybkiemu i równemu tempu z zaledwie dwoma kilkuminutowymi przerwami.
6. Cała droga wymagała koncentracji i silnego skupienia, by nie zgubić szlaku.
7. Za drugim razem na taką pogodę zabrałbym termos z gorącym napojem (awaryjnie).

tekst: Dziku

Scroll to Top