Gmina Krośnice (gołąbek)

1 grudnia 2024 – po miesiącu przerwy znów zebrałem się na rower. Tym razem padło na Gminę Krośnice (bo pod nosem i ładnie). Jechało się beztrosko, bo drogi puste (jak to w niedzielę na takim zadupiu). Bez obrazy oczywiście, bo ta gmina jest mi bliska i zaliczam ją do jednych z najprzyjemniejszych zarówno pod bieganie, jak i na rower.

Trasę mogłem lepiej przemyśleć, bo za dużo offroadu było. Pola, lasy, liście, lód, kałuże, błoto, piach – wszystkiego po trochu. Ale wiatru nie było.

Temperatura nie rozpieszczała, bo w cieniu może -1, a w słońcu może +1. Generalnie cały czas zimno. Najbardziej odczuły to moje palce u stóp, więc będę musiał coś pomyśleć. Natomiast dłonie bez problemu, patent się sprawdził (wełniane cienkie + solidne robocze, jako ochrona przed wiatrem).

Z jedzeniem dałem ciała, bo nie przewidziałem takiego ubytku kalorycznego. Wg zegarka spaliłem 1500 kcal, a ubytek płynów to 1,9 litra. Tymczasem podczas całej jazdy przyjąłem ~400 kcal i 2 łyki płynu (bo był za zimny). Najbardziej cierpiałem przejeżdżając przez wioski w godzinach obiadowych, bo pachniało, że kierownicę gryzłem.