Jubileuszowa dyszka

Historia tytułowego zdjęcia jest następująca: przed biegiem pytam Tomka: „biegniesz?”. On odpowiada: „nie, dziś zdjęcia robię”. No to ja na mówię, że jak go spotkam to podskoczę. Tylko, że biegłem znacznie szybciej, niż planowałem i chęci do skakania podczas wyścigu mnie opuściły.
I teraz takie zdarzenie:
1. Myślę: „może go nie spotkam?” – ale na 7 kilometrze leży na poboczu Tomek z aparatem.
2. Myślę: „może mnie nie zauważy?” – ale Tomek już celuje we mnie obiektyw.
3. Myślę: „pierdzielę, nie będę skakał, może nie pamięta.”
4. Tomek krzyczy: „SKACZ!”
5. !#@$%!…

Nie planowałem pisać relacji z dyszki, no bo jak to by miało być, że z 40 minut biegu powstaje niemal tyle akapitów, co z niejednego wypadu w Alpy? Ano może się tak zdarzyć, gdy emocje z niedzielnego biegu dorównują tym, jakie odczuwałem podczas zdobywania niektórych szczytów.

Poza tym jestem w tym sporcie, znaczy bieganiu, wciąż jeszcze początkujący, więc i przeżywam wszystko po stokroć bardziej.

Relacja składa się z 10 kilometrów.

1. km

To jeden z tych biegów, do których podszedłem bezstresowo, ponieważ założone cele w tym roku już osiągnąłem. Jednocześnie to właśnie ten luz może mi pozwolić pobiec tak szybko jak potrafię i osiągnąć dobry wynik. Chcę przede wszystkim pobiec mądrze, czyli bez szarpania na początku. Dlatego nie ustawiam się na starcie w pierwszej linii, by uniknąć pokusy dorównania najlepszym.

2. km

Od startu biegniemy ramię w ramię z Tomkiem, którego poznałem dokładnie tutaj, na drugim kilometrze, w mającej miejsce równo rok temu poprzedniej edycji biegu. Dogonił mnie wtedy, przedstawił się i zamienił parę słów tonem, jakbyśmy gadali przebierając banany w spożywczaku. „Pogadamy jeszcze potem” – rzucił i po prostu pobiegł sobie. Faktycznie pogadaliśmy potem i to wiele razy. Dziś muszę przyznać, że poza książkami, to w drugiej kolejności jego poradom zawdzięczam tak szybkie robienie postępów.

3. km

Trzymając się do tej pory średniego tempa 3’51” docieramy razem do końca 3-go kilometra, gdzie zaczyna się zabawa z wiatrem w polu. „Trzymaj się grupy przed nami, osłonią cię przed wiatrem, potem przyatakujesz” – mówi jak zwykle spokojnie Tomek. Próbuję skorzystać z tej osłony przed wiatrem, ale nie jest to łatwe, o czym wie każdy, kto próbował schronić się przed wichurą za tyczką od pomidorów.

4. km

Posłuchałem i biegnę krok w krok za Darkiem i prowadzonych przez niego chłopaków. Gdyby nie rola, w jaką się na tym biegu po koleżeńsku Darek wcielił, to bym nawet jego pleców już nie oglądał, bo byłby daleko z przodu. Ale dziś mam fory, bo jako „pacemaker” nakręca tempo tym, którzy się go trzymają.

Teren się lekko wznosi, wieje zimny wiatr, polna ścieżka jest wąska i nierówna, więc i tempo odcinka wzrosło do 3’59”. Pokornie trzymam się grupy zawodników. Jeden z nich jest ode mnie 27 lat młodszy. Takich jak ja jest tu masa, ale takich jak on może trzech. Waleczny chłopak, do końca utrzyma się w czołówce.

5. km

Piąty kilometr wiedzie drogą równą, asfaltową, częściowo chodnikiem i na dodatek w dół, tymczasem tempo mam wrażenie spada! Ten kilometr przebiegnę w równo 4 minuty, zatem najsłabiej w całym wyścigu. Dlatego decyduję się zostawić grupę i wyprzedzam po kolei 4 zawodników. Jeszcze nie myślę, ilu jest przede mną. W zasięgu wzroku widzę tylko dwóch i od tej pory na nich się skupiam.

6. km

W połowie szóstego kilometra mam jedynie kilka sekund straty do biegnących przede mną mężczyzn. Nie wiem jeszcze, czy będę miał ochotę się z nimi ścigać, lecz gdy mijają jednego z wolontariuszy następuje przełom, ponieważ słyszę jak chłopaczek mówi jedno słowo: „CZWARTY”.

Nie wiem, którego z nich miał na myśli, natomiast wiem teraz jedno: ścigamy się o podium. To wiele zmienia.

7. km

W tym momencie nie spieszy mi się, by osiągnąć prowadzenie, ponieważ deptam chłopakom po piętach i jest mi z tym wygodnie. Myślę nad dalszą taktyką, ponieważ aż prosi się pozostać w tej pozycji do ostatniego kilometra i ostatniej prostej, po czym skorzystać ze swoich atutów: ostatni kilometr z reguły przebiegam najszybciej, a finiszuję sprintem. I nie ma znaczenia, czy biegnę 5, czy 42 kilometry.

Tylko, że dziś…

8. km

…pod nogami szutrowa trasa, a przed nami długi podbieg. A ja kocham podbiegi, dlatego wyprzedziłem obydwóch biegaczy i od tej pory to oni próbowali dotrzymać mi kroku. Dopiero w domu sprawdziłem, że tańczę z tą samą osobą co na wiosnę w Miodarach. Tam też przed metą wyrwałem do przodu zapewniając sobie 3-cie miejsce przed dokładnie tym samym zawodnikiem, którego właśnie minąłem.

9. km

Od paru kilometrów biegnę ze średnim tempem na poziomie 3:49 i nie zamierzam przyspieszać, szczególnie, że za plecami słyszę już wyraźnie tylko jeden oddech i jedną parę stóp kogoś, kto nie zachowuje się, jakby zamierzał mnie wyprzedzić. Po co mam się dać zagonić i wpaść w sidła, które sam zastawiałem?

10. km

Słyszę hałas dobiegający z mety po drugiej stronie stawu, co oznacza, że dobiegł pierwszy zawodnik. Będzie na nas czekał grubo ponad półtorej minuty, zatem do tej ligi jeszcze jest mi bardzo daleko.

W obecnej sytuacji jednak skupiam się na tym, co dzieje się za moimi plecami. Nie muszę odwracać głowy, bo oceniam sytuację interpretując odgłosy. Pomimo, że dzieli mnie i rywala tylko jedna sekunda to czuję, że sytuacja jest pod kontrolą.

Gdy do mety pozostało paręset metrów, przyspieszam i kończę wyścig przebiegając ostatni kilometr w 3’37’’.

Adam (tak, ten sam co na 10km wiosną w Miodarach) wbiega na metę 5 sekund po mnie. Po kolejnych 3 sekundach wbiega Mariusz. To ściganie z tą dwójką dostarczyło mi tylu emocji. Dziękuję Panowie za tę piękną walkę i poprawioną dzięki niej o całą minutę życiówkę.

Z czasem 00:38:19 wywalczyłem 3-cie miejsce na podium.

Podobnie jak moja córka dzisiaj, która w wieku 6-ciu lat na znacznie krótszym dystansie dobiegła na trzeciej pozycji do mety. A najpiękniejsze jest to, że miała ona w sobie totalny luz, i gdyby tylko nadarzyła się taka okazja, to zatrzymałaby się i zawiązała sznurowadło dziewczynce biegnącej z boku. Nawet jeśli jeszcze nie umie, to by przynajmniej spróbowała.

Pomimo, że częściowo napędzała mnie dzisiaj wizja podium, to czuję, że kolejny etap kariery biegowej to umożliwianie osiągania celów innym.

Scroll to Top